Proces kapitana Schettino (tak tak aż by się chciało powiedzieć Schetyny) zakończył się kiczowatym pokazem na jaki Temida nie zasługuje. Odczytanie wyroku na scenie teatru w Grosseto to jakiś żart. Oto trzech sędziów w tym dwóch niechlujnie ubranych, w jakiś przekomicznych togach ogłasza na stojaka wyrok a widownia jakby zgromadzona na pokazie lub sztuce, stoi i podziwia jak włoski wymiar sprawiedliwości mści się na tchórzliwym kapitanie. Jeden z sędziów ma tak zapiętą marynarkę jak żul, który dopiero wstał z kartonu po nocy spędzonej z winiaczem, nieeleganckie, wygniecione koszule, a do tego ta kobieta (protokolantka?), która wygląda na zawianą albo mocno nieprzytomną z wyrazem twarzy jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z tego gdzie jest, co się dzieje i co ona tam robi.
Sąd nad człowiekiem zamieniono w cyrk i spektakl, wybrano miejsce, które w żadne sposób nie licuje z powagą zdarzeń jakich byli świadkami zgromadzeni tam ludzie. Scena teatru – stałą się miejscem wydania wyroku. Poczułem się tak jak pierwszy raz gdy czytałem, że w Niemczech Mszę świętą księża odprawiają przebrani za klaunów żeby przyciągnąć widzów do kościoła. Żenada i całkowite pomylenie show z osądzeniem człowieka w godnych warunkach.
Zrobiono show z wydarzenia, które miało być sądem nad człowiekiem winnym jednej z najhaniebniejszych rzeczy, wydarzenia, które miało oddać sprawiedliwość pokrzywdzonym i ich rodzinom a proces sprowadzono do żenującego przedstawienia. Brakowało tylko sprzedaży popcornu i coli. Czy naprawdę nie było godniejszego miejsca? Brakuje we Włoszech dużego gmachu sądu?
Ecce homo, ecce circus maximus, krzycz widownio a damy ci krew tego aktora.
O tempora,
o mores!
~Sanjuro